niedziela, 11 października 2015

Czarny i Biała

[Wybaczcie jeśli jest coś nie tak jest to moja pierwsza w życiu napisana krótka opowieść, którą napisałem parę lat temu :) ]



Miasto pełne ludzi. Wszyscy przyszli wysłuchać władcy. Okrągły plac przed pałacem zapełniony po brzegi, balkony domów ledwo wytrzymują ciężar ludzi na nich stojących. Niektórzy wspinają się na latarnie, żeby lepiej widzieć. Wszyscy ubrani tak samo, w prostą, skórzaną odzież zafarbowaną na kolor błękitny.  
Jedynie dwie zakapturzone osoby stojące na środku placu wyróżniają się. Jedna ubrana w czarną jak smoła szatę, druga zaś ubrana w białą jak śnieg szatę. Na szatach mieli dziwne, niezrozumiałe dla ludzi symbole. Niektórzy ze zgromadzonych zadawali sobie pytanie:
„Kim oni są?”
Na balkonie pałacu widać jakiś ruch. Pałac zrobiony z białego marmuru, a cztery wieże strażnicze zakończone błękitnymi dachówkami wykonane z czarnego grafitu. Pałac zdobiony złotem i srebrem.
Na balkon wychodzi władca wraz z żoną. Oboje ubrani w krwisto czerwone płaszcze zakończone białymi koronkami. Kolor ich ubrań pod płaszczem nie jest obojętny- Błękitny oznaczający łzy wielu wojen, Czarny jak ziemia, po której stąpają i Biały jak czystość ducha, którą mają reprezentować. Władca z żoną podchodzą do krawędzi balkonu i zaczyna się przemowa:
-Witam was moi poddani. Zostaliście tu zebrani, ponieważ w naszym kraju zaszły zmiany, które powinny zostać wam przedstawione. Pierwszą rzeczą, którą pragnę wam oznajmić, to fakt, że w naszym mieście, według moich informatorów powstała szajka bandytów sprzeciwiająca się władzy, więc jeśli kogoś złapiemy na kontaktowaniu się z nimi, zostanie surowo ukarany. Również zostaje wprowadzona godzina kontroli. Jeśli kogoś zastaniemy na ulicach od godziny 21 do godziny 6 rano zostanie on skazany na dyby. A ostatnią rzeczą, którą chciałbym poruszyć, jest...
Władca nie zdążył dokończyć mowy. W ścianę pałacu wbija się strzała pulsująca błękitną energią. Na niej znajdowała się kartka, która rozwinęła się wraz z wbiciem strzały. Na kartce było napisane:

„Władco! Uważaj na to, co mówisz. Ty nas nie widzisz ale my Cię obserwujemy. Nie wiesz, gdzie nas szukać, ale my wiemy gdzie Ciebie znaleźć. Nie powstrzymasz naszej rebelii, uwolnimy ludzi, których zniewoliłeś. Lud stanie się wolny, my wygramy, ty zginiesz. Przyrzekamy na Boga, że dostaniemy Cię w swe ręce.
 Podpisano:
Daren i Yuma”

Władca obrócił się w stronę tłumu, gdzie zobaczył dwie wyróżniające się postacie. Osoba w białej szacie trzymała w ręku łuk pulsujący błękitną aurą.
-Straż! Brać tych odmieńców! Przyprowadzić ich przed moje oblicze! – krzyknął władca.

W tej samej chwili wszyscy zgromadzeni zaczęli rozstępować się na boki tworząc ścieżkę do dwóch zakapturzonych postaci. Na utorowanej drodze pojawiło się sześciu strażników w metalowych, płytowych zbrojach z halabardami w ręku. Zakapturzone postacie stały bez ruchu, jedyną czynnością jaką zrobiła postać w białej szacie to wchłonięcie w siebie energii błękitnego łuku, co spowodowało jego zniknięcie.
Strażnicy okrążyli dwie postacie.
-Z rozkazu króla zostajecie aresztowani - krzyknął dowódca straży.
Straż opuściła halabardy w stronę postaci. Nagle Czarny wyciągnął z pod szaty mały toporek, który w jednej chwili zmienił się w wielki topór, z którego biła Czarna Aura, w której można było zobaczyć Śmierć, trzymającą kosę. Biała postać wyciągnęła z pod szaty swe ręce, w których pojawiły się dwa magiczne miecze, z których biła Biała Aura, w której można było zobaczyć Anioła trzymającego miecz. Gapie przerazili się widząc co się dzieje na placu i zaczęli uciekać we wszystkie strony.

Dwie postacie zaczęły atak. Czarny zamachnął się toporem trafiając dwóch strażników, którzy zamarli w bezruchu. Biała postać również zaatakowała dwóch strażników, przecięła ich w pół. Oni też zamarli w bezruchu. Czarny i Biała stanęli obok siebie, pstryknęli palcami, po czym trafieni strażnicy upadli bezwładnie na ziemię. Jeden z nich zamienił się w Czarny Proch, drugi w Białą Saletrę, trzeci w Opiłki Złota a czwarty w Opiłki Srebra. W każdy z kopców w magiczny sposób została wbita halabarda. Na każdej z nich pojawiły się dziwne znaki. Pozostali strażnicy przerazili się i zaczęli powoli się wycofywać. Nie zdążyli. Z halabard powstała bariera, z której nie można było się wydostać. Dwie postacie stały w bezruchu. Strażnicy dotykając bariery zostali porażeni niewyobrażalną energią. Postacie powoli połączyły swój oręż, z którego biła teraz Biało-Czarna Aura, a w niej widać było czarnego anioła, trzymającego w jednej ręce kosę a w drugiej miecz. Pod wpływem impulsu energii, postać, która była widziana w aurze, ożyła, stanęła przed strażnikami, którzy nie wiedzieli, co się dzieje. Anioł zamachnął się swym orężem w stronę strażników i zostali trafieni w tors, po czym wrócił do połączonego oręża Zakapturzonych. Halabardy tworzące barierę opadły na ziemię, w kierunku środka placu zmieniając się w Błękitny Proch. Dwóch ostatnich strażników osunęło się bez życia na ziemię. Jeden zamienił się w światło, drugi w cień. Postacie złapały się za ręce. Wtedy wszystkie prochy i substancje pozostałe z ciał strażników, zaczęły lecieć do ich złączonych dłoni. Kiedy wszystko zostało wchłonięte, pod stopami Postaci ukazał się biały krąg, w który zostali wessani. Plac był pusty nie było na nim żywego ducha...


[Wybaczcie jeśli jest coś nie tak jest to moja pierwsza w życiu napisana krótka opowieść, którą napisałem parę lat temu :) ]

Rekto 2.1



Popatrzyłem w lewą stronę, usłyszałem stamtąd cichy tajemniczy szmer. Na krześle obok, (jak mi się wydawało) stołu, na którym leżałem, siedział szczupły, trochę posiwiały, mężczyzna z krótką brodą. Mężczyzna nawet siedząc lekko podpierał się laską, a ubrany był w trochę już postrzępiony i poszarzały kitel jaki kiedyś widziałem u  lekarza. Miał również na sobie czarne spodnie oraz buty przypominające takie z marynarki, natomiast pod kitlem ubraną czerwoną koszulę. Patrzył na mnie swoimi niebieskimi oczami pełnymi zdumienia, z resztą w jego głosie też można było to zdumienie usłyszeć.
-Nie do wiary. Nie myślałem że tak szybko dojdziesz do siebie po tym wszystkim. Jak tam ręka? Jak się czujesz? – Powiedział.
Zacząłem się zastanawiać, o co chodzi? Co mi się niby stało? Spróbowałem wstać, ale tak jak szybko spróbowałem tak i szybko tego pożałowałem. Przeszył mnie niewyobrażalny ból w prawym ramieniu oraz w prawej skroni. 
-Nie wstawaj, musisz jeszcze odpoczywać. Przeszedłeś bardzo ciężki zabieg. – Rzekł starzec stanowczym głosem.
-Jaki zabieg? Co mi się stało? Gdzie ja jestem? – Powiedziałem powoli ze względu na dalszy ból w skroni.
- Znaleźliśmy Cię w tym bunkrze, w którzy aktualnie się znajdujemy. Leżałeś w drzwiach z prawie spalonym prawym przedramieniem oraz z poparzoną połową twarzy. Brzmi to nie wiarygodnie, ale jeśli nie wierzysz to sam sprawdź. Tam jest lustro – pokazał dłonią na ścianę po mojej prawej.
Spojrzałem w tamtą stronę. Na ścianie ku mojemu zdziwieniu wisiało najprawdziwsze lustro. Małe bo małe ale jednak było to lustro a nie kawałek wypolerowanego metalu. Prawdziwe szkło a nie żaden pieprzony metal. W obecnym stanie postanowiłem i tak nie wstawać skoro wcześniejsza próba przysporzyła mi aż takiego wielkiego bólu.
-Jak na razie jeszcze przeleżę to, ale jakim cudem ja jeszcze żyje? – zapytałem już trochę pewniej.
-Chłopcze, szczerze nie wiem jakim cudem przeżyłeś. Twoje szanse były tak nikłe że nie wiem co mnie skłoniło żeby posłuchać tamtego faceta. Ale jeśli chodzi o szczegóły zabiegu to można powiedzieć że spróbowałem zrekonstruować twoją twarz oraz niestety, zamputować twą prawą rękę i zastąpić ją mechaniczną.
-Jaki facet? Jaka mechaniczna ręka? Skąd ją wzięliście ? Jak na razie dajesz mi więcej pytań niż odpowiedzi – Powiedziałem lekko zbulwersowany.
Stary westchnął.
- Dobra niech Ci będzie, postaram się  opowiedzieć Ci na twoje pytania. Twoja ręka została zamieniona na mechaniczną, znaleźliśmy ją w fabryce niedaleko z tąd. Kiedyś, przed tym...przed tym wszystkim, znajdował się tam prowizoryczny warsztat biotycznych protez, nic dziwnego skoro fabryka ta produkowała części do robotów, a z tych części łatwo jest zrobić protezy. Znaleźliśmy wśród tych wszystkich protez jedyną biotyczną rękę. Nie wiem jakim cudem przetrwała tyle lat nie zniszczona przez czas i rdzę. Miałeś wielkie szczęście. Wszczepiliśmy Ci ją jak tylko przygotowaliśmy  twoje ciało tak by nie odrzuciło wszczepu. Z twarzą i głową było jeszcze gorzej. Oko prawe doszczętnie zniszczone, a skroń i głowa z prawej części  poparzona i spalona do skóry. Niektóre kości też nie wytrzymały tego co Cię załatwiło. Niektóre popękały albo doszczętnie się zdezintegrowały. Na twoje szczęście obrażenia nie dosięgnęły mózgu, a dowodem jest to, że jeszcze z nami rozmawiasz i kontaktujesz co się do Ciebie mówi. Każdy ubytek w kości zastąpiłem stalą chirurgiczną z innych znalezionych protez. Skórę i trochę tkanek przeszczepiłem z czego tylko się dało, a oko zastąpiłem szklanym. Facet który kazał mi to zrobić stoi aktualnie za drzwiami. Nazywa się Sin i jest dowódcą, a może bardziej by pasowało określenie, burmistrzem miasta AirForce. Powstało ono na zgliszczach bazy powietrznej. On jako jedyny przeżył w tej bazie po tym wszystkim. Jako że sam nie wiedział co ze sobą zrobić osiedlił się tam, a w późniejszym czasie zaczęli dołączać do niego inni Poszukiwacze Pustkowi szukający stałego miejsca zamieszkania.

wtorek, 15 września 2015

Rekto 1.2

Kiedy przestałem się im przyglądać, powiesiłem je sobie na szyi i zacząłem rozmyślać. Mój ojciec? Czyżbym rzeczywiście trzymał w ręku pamiątkę po moim ojcu? Jednak te pytania bardzo szybko zaczęły się ode mnie oddalać, ponieważ w pomieszczeniu zabrzmiał gruby głos mężczyzny jakby wydobywający się ze ścian. Słychać było:
- Czy on przeżyje? Czy rzeczywiście wypróbowaliśmy wszystkie sposoby mogące go uratować ? Wpakowaliśmy w niego tyle, że na pewno się musi udać, ale doktorze czy on będzie sprawny w stu procentach ?
Nagle odezwał się i drugi głos, także męski lecz trochę ochrypły jakby należał do siedemdziesięcioletniego staruszka. Rzekł on:
- Nie mogę dać stuprocentowej pewności, ale prowadzimy całodniową obserwację pacjenta, żeby w jak najszybszym tempie w razie czego udzielić mu pomocy.
Kiedy na powrót nastała grobowa cisza, chciałem w niej trwać jak najdłużej, niestety nie było mi to dane ze względu na to że naprzeciwko stołu przy którym siedziałem, ukazały się zamknięte drzwi z wydobywającego się spod nich białym światłem. Ku mojemu zdziwieniu drzwi z przeraźliwym skrzypieniem zaczęły się otwierać, za nimi jednak widać było tylko oślepiające światło. Pomimo niepewności czułem, że muszę iść w jego kierunku. Wstałem z krzesła i zacząłem przybliżać się do lekko otwartych drzwi. Światłość, światłość co raz bliżej mnie. Nie mogę się oprzeć. Otworzyłem drzwi i wszedłem w  światło. Wydaje mi się to wszystko strasznie dziwne. Otacza mnie olśniewająca biel ,a przecież jeszcze przed chwilą siedziałem w pokoju tylko z jedną żarówką, czytając i rozmyślając. Patrząc w tą biel zdałem sobie sprawę, że chyba wolałbym siedzieć w ciemności wcześniejszego pomieszczenia, niestety obróciwszy się na pięcie, ku mojemu zdziwieniu nie było już drzwi. Ale w tym samym miejscu  znajdowała się lita ściana o kolorze reszty pomieszczenia.--No nic. Nie pozostało mi nic innego jak spróbować się przespać tutaj.
Tak jak pomyślałem tak też zrobiłem, najzwyczajniej w świecie położyłem się na ziemi i zamknąłem oczy. W ciemności własnego umysłu zacząłem się zastanawiać i zadawać pytania.
Skąd się tu wziąłem? Co to za miejsce? Z jakiego powodu lub powodów tu trafiłem? Jak długo tu już jestem? Parę godzin, parę dni a może tygodni?
Nie umiałem jednak wymyślić sensownych odpowiedzi na zadane przez samego siebie pytania. Mając  zamknięte oczy, poczułem w końcu ogarniającą mnie senność. Próbując walczyć z nią i własnymi myślami przegrałem niestety. Zasnąłem, a wraz z tym przypłynął do mnie i sen.
"Idę przez las, bardzo gęsty. Z drzew zwieszone są długie liany, a wszystkie drzewa pokryte są mchem. Stąpam po małej wyrazistej ścieżce prowadzącej w głąb lasu. Idąc tą ścieżką napotykam różne dziwne stworzenia, lecz one nie zwracają na mnie uwagi. Wielkie węże unoszące się w pionie na końcówce ciała z wielką paszczą, jakieś przedziwne zwierzę ze skorupą, a z niej wychodzącą jedynie głową i czterema łapami. Na samej skorupie widniały zaś szeregi długich kolców i…
To nie możliwe… Na jednym z tych dziwnych stworzeń, właśnie na kolcach zauważyłem coś niepokojącego. Ciała… Jakby zostały rzucone od góry na kolce tego zwierzęcia. Te z samej góry kolców wyglądały jakby jeszcze niedawno tętniły życiem, natomiast te z samego dołu przyciskane do powierzchni skorupy, wyglądały jak by były w zaawansowanym stopniu rozkładu. Nie myśląc rzuciłem się w te pędy, biegnąc ścieżką jak najszybciej. W jednej chwili jednak musiałem zahamować. Przed moimi oczami stała konstrukcja z powyginanej blachy z dodatkami elementów drewnianych. Ten widok wprawił mnie w osłupienie lecz nie na długo. Znowu przez chwilę widzę ciemność oznaczającą koniec tej dziwnej projekcji." Zbudziłem się. Mam wrażenie, że minęło tylko parę minut ale tak naprawdę nie wiem ile spałem. Obudziłem się ale mimo to nie otwierałem jeszcze oczu. Rozmyślałem o tym, co widziałem w swoim śnie. Czy ten sen chciał mi coś w ten sposób przekazać? Nie rozumiałem w pełni tego co właśnie mi się przyśniło.  Dość rozmyślania. Otwarłem oczy i  okazał się sufit, zupełnie odmienny od tego który widziałem zamykając oczy. Jest on wykonany teraz z srebrnego metalu. 
-O widzę że się obudziłeś. – Ponownie słyszę ten ochrypły głos.

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Rekto 1.1

Co się stało? Kim jestem? Gdzie się znajduję? – te pytania kołatały się w mojej głowie, starając  sobie przypomnieć co się wydarzyło przed paroma chwilami. Byłem pewny jednego – straciłem przytomność.  W mojej głowie oprócz pytań, zaczęły pojawiać się dziwne obrazy, których  aktualnie nie byłem w stanie zrozumieć. Twarze osób, które wydawały się dziwnie znajome. Obrazy zniszczonych oraz opuszczonych miejsc. Dziwne stwory przelatywały w mojej podświadomości, starając odpowiedzieć na nurtujące mnie pytania. Moja wyobraźnia zaczęła chyba płatać mi  żarty, gdyż w jednej chwili ocknąłem się w całkowicie czarnym pomieszczeniu z jedną lekko migającą żarówką i rozpadającym się krzesłem na którym siedziałem. To była jawa? Czy może wytwór mojej wyobraźni? Nie znałem odpowiedzi… Skołowany całą sytuacją zacząłem przyglądać się żarówce wiszącej nad moją głową.  Jej blask dawał mi dziwne poczucie ciepła oraz bezpieczeństwa w tym czarnym pokoju oraz był moją jedyną nadzieją. Gdy spoglądałem tak w tą żarówkę, po jakimś czasie spostrzegłem, że nad nią, na suficie, ledwo widoczną kreską w ciemności jest coś napisane. Bez namysłu podniosłem się z krzesła, na którym już chwilę później stałem. Chwyciłem ostrożnie żarówkę i skierowałem ją w sufit pomieszczenia. Ciemnoczerwonym kolorem napisany był napis ”Rekto”. 
Gdzieś już słyszałem to słowo wielokrotnie, ale nie umiem sobie przypomnieć gdzie. Zrezygnowany puściłem trzymaną w ręku żarówkę i na powrót usiadłem na krześle, zamknąłem oczy i zacząłem powtarzać to słowo w myślach.
Rekto. Rekto. Rekt…
Nagle mnie oświeciło, że słyszałem to słowo wiele razy w życiu, dlatego że tak się nazywam. Rekto to moje imię. Kiedy otworzyłem oczy znajdowałem się w tym samym pomieszczeniu, z małą jednak różnicą.  Przede mną stał stół, którego blat sięgał mi do brzucha, a na nim rozsypane były niewyraźne zdjęcia, w większości czarno-białe. Nie mając co ze sobą zrobić w takiej sytuacji zacząłem, oglądać zdjęcie po zdjęciu . Zauważyłem, że na każdym ze zdjęć w prawym górnym rogu jest moje imię oraz cyfra. Wyszukałem wśród zdjęć to mające numer 1, podniosłem je z nad blatu i zacząłem mu się przyglądać. Z czasem jak przyglądałem się zdjęciu, ono zaczęło robić się coraz przejrzystsze i wyraźniejsze oraz zaczęło nabierać barw. Kiedy ono stało się na tyle wyraźne, że mogłem określić co na nim jest, zamurowało mnie. Na zdjęciu stały trzy osoby. Kobieta o blond  włosach, niebieskich oczach, szczupłej posturze, ubrana w czarne, lekko przetarte jeansy, krótką zieloną koszulkę podkreślającą jej kształty i buty na obcasie. Obok niej stał nieco wyższy od niej mężczyzna w krótkich czarnych włosach,  zielonych oczach, ubrany był w podniszczone, czarne buty, zielone bojówki oraz zielony bezrękawnik, a na szyi wisiały mu dwa połyskujące nieśmiertelniki. 
Miedzy nimi stał mały chłopczyk z zaplecionymi na klatce piersiowej rękami, w krótkich włosach i błękitnych oczach, ubrany w krótkie podarte niebieskie spodenki, zielone buty i koszulkę. Chłopiec miał wyciągnięte ręce do górę i trzymał stojących nad nim ludzi za ręce. Za nimi na zdjęciu malował się obraz piaszczystej pustyni. Gdy tak przyglądałem się temu zdjęciu zdałem sobie sprawę, że coś wygląda na nim bardzo znajomo. Po chwili namysłu spojrzałem na samego siebie, na to jak jestem ubrany. Zauważyłem że mam podobne, a wręcz takie same buty jak mężczyzna na zdjęciu, z tą różnica, że moje były jeszcze bardziej zmaltretowane. Usiadłem zamyślony i uświadomiłem sobie, że to wszystko nie ma najmniejszego sensu. Rozprostowałem nogi  siedząc na krześle i oparłem plecy o krzesło, po czym podniosłem głowę, próbując zrozumieć sens tego wszystkiego co tu się dzieje. Gdy tak siedziałem nieświadomie sięgnąłem ręką do moich czarnych spodni. Zdziwiłem się nieco że cokolwiek w nich mam, więc wyciągnąłem wszystkie przedmioty na stół. Jakie było moje zdziwienie jak pierwszym przedmiotem jaki z tamtą wydobyłem był mały dziwny pakunek z kartki. Ostrożnie otworzyłem ów pakunek. W nim znajdowały się dwa nieśmiertelniki na łańcuszku, a tym w co były zawinięte nie było nic innego jak to samo zdjęcie któremu przyglądałem się parę chwil temu. 
Rozprostowałem zdjęcie i obróciłem na drugą stronę. Z tyłu zdjęcia było napisane : „ Ja, Mia i Rekto – Wyprawa w nieznane”. Patrzyłem z niedowierzaniem w ten napis przez parę minut. W końcu opamiętałem się, zgiąłem zdjęcie w pół i schowałem z powrotem do kieszeni. Na stole dalej leżały jednak jeszcze nieśmiertelniki. Chwyciłem je i zacząłem się im przyglądać. Na nich wygrawerowane drukowanymi literami było:
„Eden Preid- ur. 20.07.2507
   Kapitan 
Projekt: POEC 
Współtworzący projekt”

















niedziela, 30 sierpnia 2015

Witam...

Witam...

Jestem Markus i to jedyne co musicie na chwilę obecną wiedzieć ...
Moim zadaniem jest zabrać was w świat katastrof, bólu, cierpienia i koszmaru to od was zależy czy zechcecie go przeżyć wraz z głównym bohaterem tej opowieści. 

Gotowi na świat post-apokalipsy?
Tak?
Nie?
Teraz to i tak nieważne... Niedługo zacznę moją opowieść na dobranoc...