piątek, 1 lipca 2016

Rekto 3.1

Rozdział 3. 

Godzina… Co miałbym robić przez tyle czasu ? Odpowiedź nasunęła mi się sama . Pomimo, że tej całej operacji,sporo przespałem to dalej byłem osłabiony. Nie minęło pięć minut odkąd doktorek przestał mi opowiadać o tym co się działo na świecie, kiedy ze spokojem zamknąłem oczy. **********************************************************************************
-Kurwa! No chyba ktoś sobie ze mnie jaja robi! – Krzyknął Sin, tym samym budząc mnie ze snu. – To nie może być kurwa prawda! Otworzyłem oczy, siedziałem dalej w tym samym miejscu, ale doktorek zniknął ze swojego miejsca. Anders stał teraz obok kabiny kierowcy i spoglądał w przód przez szybę. Co ich tak zaciekawiło? Co się takiego stało że Sin tak się drze?? Nieśmiałym ruchem wstałem i opierając się o pobliskie skrzynie podążyłem ku przodowi pojazdu, a tym samym ku kabinie. -No nieźle… Co tam się stało pod naszą nieobecność? – Powiedział lekko drżącym głosem doktorek. - Teraz to mnie nie obchodzi! Jedziemy tam na pełnej parze! Jak ten debil Omen dał się podejść  przez jakiś ciuli to ma u mnie przejebane do końca życia ! – To mówiąc, wrzucił najwyższy bieg i używając całej siły nacisnął na pedał gazu. - A co jak nie żyje, ten wasz cały Omen? – wtrąciłem. - Lepiej dla niego bo jak go dorwę to JA go ukatrupię ! – Wykrzyczał kierując pojazdem Sin. Spoglądnąłem na doktorka, który dalej patrzył na piaszczysty horyzont. Wnet zrozumiałem mniej więcej o co mogło chodzić. Oprócz piaszczystych wydm na widnokręgu widać było jeszcze jakąś budowlę z której wydobywał się czarny, gęsty dym.  Obiekt znajdował się może z dziesięć kilometrów przed nami ale częściowo był zasłonięty przez kilka wydm.
- Anders weź młodego na tył, wyposaż go w najprostszy sprzęt, wytłumacz na szybko działanie kurwa wszystkiego! Masz do cholery jakieś dziesięć minut! Ruchy !! – wrzasnął Sin Na reakcje nie trzeba było długo czekać. Doktorek pędem udał się na tył autobusu, potrącając mnie przy tym.  W ostatniej chwili chwyciłem się najbliższej skrzyni i odzyskałem równowagę. Jak na starego człeka to ma niezłe przebicie, chyba że to ja jestem aż tak osłabiony. Zwróciłem się ku doktorowi, który dopadł już jedną z drewnianych skrzyń, otwierając wieko. -Młody siadaj na dupie tam gdzie wcześniej i czekaj na mnie. – zwrócił się do mnie Anders nie przestając grzebać w wielkiej skrzyni szukając czegoś. Skierowałem się na wcześniej zajęte przeze mnie miejsce za kabiną kierowcy, po czym zasiadłem najszybciej jak tylko mogłem. Nie minęło  30 sekund kiedy  pomiędzy moje siedzenie, a te naprzeciwko doktorek wsunął skrzynię, która posłużyła mu jako stół. Na nią opadł w pierwszej kolejności karabin, następnie skórzany pas z przyczepionymi 2 magazynkami i granatem. Na sam koniec na skrzynkę Anders rzucił czarną kurtkę.
-Dobra młody wiesz jak się strzela z tego cacka? – rzekł doktorek podnosząc karabin przed moimi oczami. – Nie? To słuchaj poradnika w pigułce. To jest M4, od teraz będzie przedłużeniem twojej ręki. To trójkątne, opierasz o pod obojczykiem. To na końcu to lufa, kierujesz ją w stronę celu. Jedną ręką chwytasz za rękojeść, wsadzając od razu palec do w tą oto dziurę- powiedział i jednocześnie pokazał element o który mu chodziło.
- Palec kładziesz na spuście, jeżeli jesteś pewny strzału naciskach go. Tu z boku masz takie pokrętło, od którego zależy jak strzelasz. Jeśli jest poziomo ustawiony jest zablokowany, pociągając w dół słyszysz i czujesz przeskok masz go ustawiony na ogień pojedynczy. Jeśli powtórzysz, tą czynność to przestawisz na ogień ciągły, w skrócie napierdalaj ile masz w magazynku. Ostanie co musisz wiedzieć to to – pokazał mi gdzie wcisnąć żeby magazynek wyskoczył. -Dosyć tej niedzielnej szkółki! Myślę że tyle Ci wystarczy żeby przeżyć! Ubieraj tą zasraną kurtkę i chodź tu do mnie. – wykrzyknął Sin
Wstałem, chwyciłem kurtkę po czym ją ubrałem, przewiesiłem jeszcze pas przez ramię, do ręki prawej chwyciłem M4  i szybkim krokiem podszedłem do kabiny. Spojrzałem jeszcze przez przednią szybę. Byliśmy już naprawdę blisko. Na horyzoncie widziałem metalowy mur zza którego wydobywał się czarny dym, a w niektórych miejscach widać było szalejące płomienie. Nad samymi murami górowały jeszcze dwie wysokie wieże a każda z pomieszczeniem na samej górze. Jedna z wież cała płonęła, pomimo że była wykonana z jakiegoś metalu, druga zaś po prostu stała nie wzruszona tym co dzieje się w około. - Dobra plan jest bardzo prosty Młody! Na pełnej kurwie taranujemy frontową bramę, po czym wysiadamy i oczyszczamy wszystkimi możliwymi środkami  teren dokoła. Widzisz tą wieżę, która nie płonie? – Pokazał ręką – tam musimy się udać. Jeśli ktoś przeżył to właśnie tam się udali. -Skąd będę wiedział do kogo strzelać?- zapytałem - Jeśli widzisz że ja do kogoś strzelam to Ty też strzelasz, kapujesz? Ok, sprawa załatwiona. – rzekł Sin – Masz może z minutę zanim uderzymy. Radzę Ci się czegoś chwycić! Odwróciłem się ostatni raz w stronę szyby. Jedyne co ujrzałem to duże metalowe wrota, które nie za bardzo chciały się otwierać. Ruszyłem na tył i chwyciłem się kurczowo oparcia jednego z foteli. Chwilę później obok mnie pojawił się Sin też chwytając, najbliższą jemu stałą część autobusu którą była pionowa barierka. Chwilę potem poczułem mocne uderzenie i usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła oraz wyginającego się metalu.